piątek, 10 sierpnia 2012

Dziecinność


   Gdyby potrafiła ująć w słowa to, co się dotychczas działo, zajęłoby jej to... Hm, wiele godzin, by opowiedzieć, dwa razy więcej, by napisać i trzy razy więcej zajęłoby czytelnikowi, by zrozumieć, co i ile napisała; bo mało by tego nie było. Nie lubi iść po najsłabszej linii oporu, dlatego jeżeli nie musi, robi wszystko dokładnie, chociaż perfekcjonistką nigdy nie była.
   To właśnie on działa na nią, że potrafi siedzieć nad zeszytem połowę dnia, by napisać parę badziewnych, uczuciowych zdań, to właśnie on rozdarł jej serce na pół, chociaż... chociaż tak naprawdę nigdy ich nic więcej nie łączyło prócz wspólnych rozmów. Wcześniej potrafili rozmawiać przez paręnaście godzin pod rząd - ona wtedy na to nie zwracała uwagi pod tym kątem; owszem, liczyła, że dziennie czasem rozmawiali dwanaście godzin, zdarzało się, że i piętnaście to za mało. Wstawali wcześnie - by zacząć wcześnie rozmawiać, a kończyli późno, czasem jedno drugie utulało do snu, czasem, bez wcześniejszego umówienia się, w tej samej chwili mówili sobie "dobranoc", a ona podsumowywała na koniec, ile rozmawiali. Ze śmiechem, że jeszcze mają o czym rozmawiać.
   Aż przyszedł czas, kiedy ona nie mogła wejść na ten pieprzony komunikator, kiedy stracili kontakt zaraz po tym, jak miała zły humor, jak wściekła się i... i już nie mogła wejść ponownie, bo wylądowała w szpitalu. Na dwa dni, króciutko. Tęskniła, owszem, bo zrozumiała, że stał się częścią jej tego nienormalnego życia, że pozwalał jej oderwać się od stresu, codzienności... Stał się jej nałogiem, chociaż tak naprawdę się nie znali, nigdy się nie widzieli w cztery oczy, a przecież zdjęcia nie oddają człowieka.
   Dotarliśmy do miejsca, gdzie przed było jeszcze do zrozumienia, a to, co nas czeka, jest zwykłą plątaniną uczuć i chwil zapełnionych myślami.
   Widziała go, jak robił się dostępny. Pisała pierwsza - jeszcze wtedy takie niby nic, odpisywał dwoma - trzema słowami. Zaczęło ją to drażnić, powtarzała w myślach rozgorączkowane przekleństwa, w szkole odizolowała się od wszystkich muzyką, a agresję wypisaną na twarzy odczytywali nawet nauczyciele. Przestała panować nad uczuciem, które rosło w niej, odkąd zrozumiała, że tworzy historie w swojej głowie.
   Kobieta jest czymś nieodgadnionym; to właśnie ona stworzy siedem interpretacji do jednego zdania, to ona wie, jaki scenariusz przygotował Los. To właśnie ona zaprzepaszcza najlepsze szanse, a tradycyjny już foch rodzi się właśnie z jej domysłów i mężczyzna nie wie, dlaczego ona jest taka obrażona. Ale kobieta trzyma wtedy już w sobie nie tylko złość, ale coś więcej niż zauroczenie, coś mniej niż miłość.
   Ona właśnie to w sobie trzymała. To dziecinne - kochać kogoś, kogo się nie zna. Kochać kogoś, z kim nie ma dobrego kontaktu, kogoś, kogo poznała zaledwie niedawno, zaledwie wymieniła z nim parę konwersacji.
   Ale ona codziennie spogląda na jego zdjęcia i w myślach powtarza "jak ja cię nienawidzę".
   Facebook? Chyba wszyscy znają - osoby szumnie zwanymi "znajomymi", śmieszne statusy związków (no bo kto by się przyznał, że jest wdową/wdowcem? Kto przyzna się, że jest w separacji...?), "przybrane" rodzeństwo, ale.. tam jest życie wielu osób. Ona się z tego śmiała, bo, owszem, często tam przesiadywała, ale, na miłość boską, to była tylko strona społecznościowa! Teraz jest inaczej; jeżeli wstała, musi wejść, zobaczyć, czy go nie ma. Musi pilnować kiedy wejdzie, a to wyczekiwanie, aż przy jego zdjęciu pojawi się ten zielony kwadracik, powoli ją zabija.
   Aż nadchodzi moment, kiedy ten zielony kwadracik się pojawia, a ona... Ona zapomina o całym świecie, zapomina, co chciała zrobić, co mu napisać. Jest wściekła. Wściekła na siebie, bo pozwoliła mu wydrążyć w niej dziurę, przez którą przepływały myśli tylko o nim. Marzyła o tym, co by robili, gdyby się spotkali. Marzyła o każdej porze dnia i nocy, a przelewała to często na kartkę. Marzyła i pisała, tworząc historie nienormalne, a w myślach układały się kolejne, których nie umiała spisać - za dużo bólu jej sprawiały, wydrążając zaczętą przez niego dziurę jeszcze bardziej.
   Była wściekła na siebie, że w ogóle zaczęła znajomość. Jednakże wcześniej nie wiedziała, że będzie na niego patrzeć z przywiązaniem; przecież na początku rozmawiali jak znajomi, nic więcej, ona nic nie czuła, próz tego, że lubiła go tak jak kolegów z klasy. Tak jak sąsiadkę czy ekspedientkę w sklepie, który często odwiedzała. Gdyby wiedziała, do czego doprowadzi czas, nie odpowiedziałaby Towarzyszowi na żadną z wiadomości.
   Prychnęła właśnie pod nosem. Gdy tak rozmyślała i przypomniała sobie Towarzysza, poczuła ucisk żalu przy sercu - wciąż pamiętała ten początek, kiedy nazwała go Towarzyszem Rozmowy i przez pierwsze konwersacje zwracała się tak do niego.
   Całkowicie neutralna, nie myślała wtedy o jakimkolwiek zauroczeniu, bo przecież był trudny okres - te wszystkie testy, ta nauka, to załatwianie spraw, wszystko eliminowało z jej myśli to, że wciąż jest sama i wciąż się w nikim nie zakochała. Rozmawiała z nim jak z potencjalnym rozmówcą, który znudzi się nią po dwóch - trzech rozmowach. Och, ile razy tak było, ile razy ktoś do niej napisał, bo nudziło mu się, a potem, pomimo "napiszę jutro" nie było już odzewu. Dlatego ona nie przywiązywała się do niego pierwszy dzień, drugi, siódmy, dziewiętnasty, trzydziesty...
   Ale ile można, ile, do jasnej cholery, można udawać, że to się kiedyś skończy? Można by rzec - w każdej chwili coś się kończy, coś zaczyna. Ktoś umiera, by ktoś mógł się urodzić. Tutaj dajmy pięć minut jej - przecież doskonale wie, że ta znajomość jest na dłużej. Przecież wie, że kiedyś się spotkają, że uśmiechną się do siebie i ona znajdzie się w jego ramionach. Chyba, że będzie tak jak teraz, on jest, ale nie rozmawiają, bo on "nie ma czasu".
 - Tak, jasne, ale pół dnia na fejsie potrafi przesiedzieć - mruczy pod nosem, wyłączając stronę z jego zdjęciami.
   Już dawno zastanawiała się nad tym, by teraz, zaraz, zakończyć znajomość. By zniwelować uczucia, wyrzucić go ze znajomych, usunąć jego numer komunikatora, usunąć numer komórkowy i zacząć zapominać o tym, co było.
   Tutaj znowu włączyła się jej kobieca (nie)logika i zaczęła rozkręcać się; on już nie będzie się starał o to, by odzyskać z nią kontakt - przecież mu nie zależy, nie okazywał jej wcześniej jakiegokolwiek zainteresowania pod tym względem, by wciąż ze sobą pisać - pisał, bo ona napisała. Pisał, bo ona podtrzymywała rozmowy.
   Ale ona pamiętała te rozmowy, gdzie mieli wspólne tematy przez te piętnaście godzin, gdzie zagadywał ją, gdzie potrafili się słownie zaczepiać. I to ją zabijało; tutaj widziała inny scenariusz - on będzie starał się zrobić wszystko, by ją odzyskać. I jak tu ją zrozumieć? Jak wyczytać jej pragnienia, tak niby proste, ale przeplecione milionem kłopotów, obaw i złych myśli?
   A to tylko cząstka jej emocji, uczuć i niepoukładanych myśli. Bo gdyby to wszystko złożyć do kupy, każda długość miejsca na tekst byłaby za krótka.
   "Jutro", pomyślała, odchodząc od komputera, "jutro zerwę kontakt".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Było, nie było...